Strasznie boję się latać. Przyznaję to z ręką na sercu. Kiedy do ręki dostałam bilety lotnicze do Bournemouth i usłyszałam słowa mojego szefa, że mam lecieć jako reprezentantka naszej firmy przed oczami miałam światełka. Ja i lot do Bournemouth? To niemożliwe, coś mu się musiało pomylić. Niestety, wybór mojej osoby nie był pomyłką. Jako, że miało tam się odbyć spotkanie z naszym partnerem biznesowym z Chorwacji, nie było innej odpowiedniej osoby ponieważ tylko ja znam ten język w stopniu dobrym do komunikowania się. Przekazano mi wszelkie potrzebne informacje dotyczące celu spotkania i wróciłam do domu się pakować. Samolot miałam następnego dnia z rana. Mąż odwiózł mnie na lotnisko i obiecał, że nic mi się nie stanie.
Wiem, że w tym wypadku miał niewielki wpływ na przebieg wydarzeń ale uwierzyłam mu. Na moment się uspokoiłam jednak gdy tylko zniknął mi z oczu znowu wpadłam w panikę. Ale obiecałam sobie, że dam radę i pokonam swój lęk. Przez całą podróż próbowałam myśleć o innych, bardziej przyjemnych rzeczach. Co zrobię jak wrócę do domu, dawno nie byłam w kinie, do teatru też można by się przejść. Cały lot minął mi na takim właśnie rozmyślaniu więc uważam, że nie było źle. Na miejscu udałam się do hotelu by odpocząć. Dopiero następnego dnia miałam spotkanie, więc mogłam się trochę rozejrzeć po okolicy. Następnego dnia, z samego rana udałam się do placówki naszego oddziału gdzie czekał już na mnie nasz partner. Spotkanie dotyczyło pewnych zmian, jakie miałyby nastąpić w najbliższej przyszłości (oczywiście zmian na lepsze). Po dojściu do porozumienia udaliśmy się na obiad by uczcić nasze wspólne interesy.
Opowiedział mi wiele ciekawych rzeczy o jego kraju, których do tej pory nie wiedziałam mimo mojego dużego zainteresowania Chorwacją. Niestety nadszedł czas pożegnania. Sprawdziłam sobie wyloty z Bournemouth i zamówiłam bilet powrotny do kraju. W Polsce miał mnie odebrać mąż ale z powodu niesprzyjającej pogody mój lot został opóźniony. Na bieżąco sprawdzał przyloty z Bournemouth i cierpliwie na mnie czekał. W końcu po dwóch godzinach czekania mój samolot wystartował i po paru godzinach już byłam w kraju. Bardzo się ucieszyłam na widok mojego ukochanego i szczęśliwa wróciłam do domu. Następnego dnia miałam spotkanie z szefem, który mnie pochwalił i zaproponował premię za udane spotkanie. Myślę, że powoli opuszcza mnie awersja do latania i być może kiedyś jeszcze znowu skuszę się na lot.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz