Zapada zmrok. Dzieci powoli wracają do domu na kolację, bardziej zapracowani dorośli kończą swoją pracę a młodzież zaczyna się uczyć (albo imprezować). Ja dziś postanowiłam sobie zrobić dzień tylko dla siebie. W pracy akurat miałam wolne, więc większość dnia spędziłam na czytaniu książki. Mój ukochany namówił mnie do przeczytania uważając, że to klasyk. Jako, że ufam jego osądom postanowiłam sprawdzić. Książka była naprawdę wciągająca i nim się obejrzałam był już wieczór.
A bilety lotnicze do San Francisco leżą na stoliku i przypominają o sobie. Dostałam je od przyjaciela - zaproszenie na ślub. Nie bardzo miał z kim iść więc poprosił mnie. A ja ciągle miałam wątpliwości czy wypada mi iść. Mój facet jest o niego bardzo zazdrosny i nie może pojąć, że istnieje przyjaźń damsko-męska. Nawet mieliśmy na ten temat jedną poważną rozmowę. Waham się bo nie chciałabym zawieść przyjaciela ale równocześnie nie chcę zranić mojego ukochanego. I kto powiedział, że to kobiety są problemowe?
Na wszelki wypadek sprawdziłam ostatni z możliwych lotów do San Francisco na wypadek gdybym zdecydowała się w ostatniej chwili (lubię być przygotowana na każdą ewentualność). Późnym wieczorem przyszedł do mnie Krzysiek i długo rozmawialiśmy na ten temat. Próbowałam mu uświadomić, że to tylko przyjacielska przysługa, że nie kryją się pod tym żadne podteksty i mimo całej jego miłości do mnie powinien mnie darzyć zaufaniem. W końcu (z ciężkim sercem) zgodził się ale zbyt radosny z tego powodu nie był. Obiecałam się nie upić (chociaż na ogół piję niewiele) i wrócić cała i zdrowa (przede wszystkim wrócić).
Następnego dnia miałam samolot, mój ukochany odwiózł mnie na lotnisko i obiecał sprawdzić później przyloty z San Francisco by mnie odebrać. A jeśli chodzi o ślub.. był cudowny. Jak to na ogół w Ameryce bywa, jest tam wyścig o najbardziej huczne i bogate wesele. To na którym byłam, również próbowało zadziwić wszystkim swoim przepychem. Po dwóch dniach szampańskiej zabawy nadszedł czas powrotu do domu. Mój przyjaciel był mi bardzo wdzięczny i cieszyłam się, że mogłam mu towarzyszyć. Sprawdziliśmy wyloty z San Francisco i nie pozostało nam już nic innego jak wrócić do kraju. Nie mogłam się doczekać kiedy zobaczę się z moim ukochanym. Jego gest wiele dla mnie znaczył i wiem, że na pewno nie było mu łatwo mnie puścić. I właśnie za to go kocham.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz