Sporo podróżuję. Lubię to i chcę się podzielić moimi przeżyciami i wskazówkami jak podróżować tanio i skutecznie.
wtorek, 22 czerwca 2010
Bilety lotnicze do Berlina
W zeszłym miesiącu byłem w Niemczech. Moja niezwykle piękna szefowa wręczyła mi bilet lotniczy do Berlina. Miałem pojechać reprezentować firmę na spotkaniu biznesowym. Dodatkowo organizowany był kurs jednodniowy dotyczący organizacji czasu w pracy. W czasie lotu do Berlina poznałem udziałowca jednej z największych polskich firm. Bardzo dobrze nam się rozmawiało, wymieniliśmy się swoimi wizytówkami. Było to bardzo miłe i niespodziewane. Na miejscu pożegnaliśmy się i każdy wsiadł do swojej taksówki, zajechałem do hotelu.
Do spotkania miałem kilka godzin, jako że jestem zapalonym turystą nie mogłem odmówić sobie, żeby czegoś nie zobaczyć. Podleciałem do najbliższego sklepu turystycznego kupiłem przewodnik i ruszyłem w miasto. Zobaczyłem Bramę Brandenburską oraz zawitałem do Meilenwerku gdzie zobaczyłem ogromną kolekcję starych samochodów. Berlin trochę swoim wyglądem przypomina mi Śląsk, zniszczony przez II wojnę światową. Więcej zwiedzić nie miałem czasu musiałem lecieć na spotkanie. Wróciłem do hotelu, żeby się przebrać i szybko złapałem taksówkę żeby mnie podwiozła na umówione miejsce. Zostałem przywitany toną broszur, zasiadłem na wielkiej sali przy okrągłym stole, trochę czułam się jak rycerz Króla Artura.
Całe popołudnie siedziałem słuchając wykładów połączonych z prezentacjami multimedialnymi dotyczącymi dalszych losów naszej spółki. W przerwie zjedliśmy obiad. Zamówiłem golonkę z sałatką warzywną. Kuchnia berlińska jest bardzo tłusta i syta, ale to nie znaczy że nie smaczna, chociaż na dłuższą metę gdybym zajadał się tamtejszymi specjałami przekroczył bym próg prawidłowej wagi. Kiedy spotkanie dobiegło końca wróciłem do hotelu, wziąłem gorącą kąpiel, byłem bardzo zmęczony, wystarczyło mi powąchać poduszkę a straciłem kontakt z rzeczywistością. Dopiero rano obudziło mnie słońce wdzierające się do mojego pokoju.
Umyłem się i ubrałem zszedłem do hotelowej restauracji na śniadanie. Przede mną szykował się dzień kursu, cieszyłem się bo to zawsze jakieś podnoszenie kwalifikacji. Na zakończenie rozdali nam certyfikaty. Przed wylotem z Berlina poszedłem kupić parę pamiątek dla moich pociech. Synowi kupiłem pluszowego niedźwiadka, żonie zestaw niemieckich kosmetyków. Po przylocie z Berlina zdałem raport mojej szefowej. Nacieszyłem się rodziną, za którą zdążyłem się stęsknić.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz